Niedzielny wieczór w Jastrzębiu
Właśnie skończył się pierwszy pełny dzień w Polsce, a dzisiejsze śniadanie o 8:45 wydaje się być odległą przeszłością!
Nabożeństwo było dla nas wyjątkowe. Mason był zachwycony tym jak wiele pieśni i odpowiedzi wydawało mu się znajome mimo tego, że całe nabożeństwo było po Polsku.
Po dzisiejszym nabożeństwie spotkaliśmy się ze wszystkimi opiekunami by lepiej się poznać i zaplanować pracę na kolejne dni. Roxy świetnie radziła sobie zastępując Jadzię, która pojechała pomóc w przygotowaniach do pierwszego Day Campu w Bielsku. Cały zespół Amerykański zgodził się, że nasze jednosylabowe imiona są znacznie łatwiejsze do zapamiętania niż skomplikowane polskie imiona, co potwierdziła nasza przegrana w grze.
Po przerwie na kawę o 16:00 (powinniśmy zrobić takie coś u nas w Stanach!) wróciliśmy do przygotowywania naszych sal, craftów i lekcji, żeby wszystko było gotowe na jutrzejsze przybycie dzieciaków. Dużo rozmawialiśmy o tym jak najlepiej nauczyć dzieci przygotowanego słownictwa, aż w końcu uznaliśmy, że jesteśmy gotowi!
Toni, Jim, Theresa, Matt, Beth i ja będziemy mieć okazję zobaczyć nasze dzieci w roli nauczycieli już jutro. Wszyscy są trochę przerażeni tymi niewiadomymi – jak dobrze dzieciaki mówią po angielsku? Czy zaplanowaliśmy wystarczająco dużo? Czy dam radę zaśpiewać “What’s Your Name” przed trzynastoosobową grupą ośmiolatków?
O 18:00 mieliśmy okazję wysłuchać koncertu muzyki klasycznej, a potem, o 20:00, zjeść kolejny pyszny posiłek. Wszyscy uczestnicy Day Campu zgodzą się, że tu nie da się być głodnym! Wszystkie posiłki spędziliśmy na rozmowach z polskimi opiekunami, którzy świetnie mówią po angielsku. Rozbawił nas fakt, że pudła z materiałami, które mamy w salach nazywane są “chomikami”!
Jimowi spodobało się to, że opiekunowie odpowiadają nam bardzo chętnie I upewniają się, że dobrze zrozumieliśmy to, co chcieli nam przekazać, nawet jeśli muszą poświęcić na to trochę czasu.
Wspaniale było widzieć wszystkie grupki Polaków i Amerykanów pracujących wspólnie. Przywiązanie się do siebie nawzajem nie zajęło długo, bo łączy nas jedna wiara i jeden cel: dzielić się nią z prawie setką dzieci przez kolejne 6 dni.
Teraz wszyscy jesteśmy już w domach rodzin, które nas goszczą. Niektórzy dostali się tam spacerkiem, inni zostali podwiezieni, a Mason i Jim musieli tylko przejść przez trawnik do domu pastora! Widzieliśmy dziś mnóstwo zmęczonych par oczu, ale pod każdą z nich gościł uśmiech. Nie możemy się doczekać pierwszego dnia z dzieciakami, to już jutro! Dziękujemy za wszystkie modlitwy!
