Day Camp 2016: Czwartek

Mary Hager
Jest czwarty dzień Day Campu i nie mogła bym być bardziej smutna i szczęśliwa jednocześnie. Minęła już połowa Day Campu, a przecież dopiero co się zaczął. Jak na razie jest świetnie. Jestem tutaj drugi raz i mogę jedynie powiedzieć że jest coraz lepiej. Byłam tu rok temu nie wiedząc w co się pakuję. Ludzie mówili mi jak wspaniały jest ten wyjazd i jak zaprzyjaźnili się z polskimi opiekunami, a ja nim nie wierzyłam. Kiedy Day Camp skończył się rok temu płakałam, dlatego że tak zaprzyjaźniłam się z polskimi opiekunami. Wszyscy staliśmy się jedną wielką rodziną. Pamiętam, że podczas podróży powrotnej rok temu razem z tatą siedzieliśmy w samolocie i powiedziałam tylko, że był to najlepiej spędzony czas w moim życiu. Powiedziałam tacie, że na pewno chcę wrócić. Kiedy nadszedł czas na planowanie wakacji, tata spytał mnie gdzie chcę iść i powiedziałam, że do Polski. Nie było żadnego innego miejsca, gdzie chciałabym się udać. Jasne, że fajnie jest chodzić po hawajskich plażach, czy jeździć na zakupy do Mediolanu, ale nic nie przebije przyjaciół, jakich mam w Polsce. Przyjazd do Polski i zobaczenie tak wielu znajomych twarzy to coś, czego nie jestem w stanie doświadczyć nigdzie indziej w swoim życiu. Na przykład, rok temu spałam w domu Martyny i Edyty i w tym roku znów mogłam u nich zostać. Kiedy przyjechaliśmy do kościoła wczesnym rankiem w niedzielę, pobiegłam do Martyny, by ją przytulić, jak tylko ją zobaczyłam. Rano, gdy Edyta zapukała do drzwi, wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do niej. Mimo że jesteśmy w Polsce tylko przez półtora tygodnia, zbliżamy się do siebie i jesteśmy zżyci. Martyna i Edyta sprawiają, że czuję się jak część rodziny. Czuję, że w przeciągu mojego życia Pan naprowadzał mnie na tą podróż do Polski. Nie mogę się doczekać powrotu!